Fabryka Sernika

Piątkowa posiadówka Agregatów. Są już pierwsze zgony, czerwone oczy, tańce bez muzyki i sporo żelatyny. Ale by się zrobiło sernik… Tak już mamy, że kiedy spotkamy się wszyscy trzej w jednym miejscu to dostajemy weny kulinarnej. W naszym menu znajdziecie takie hity jak makaron z serem i nachosami czy naleśniki w kształcie gołębicy.Dlaczego by się nie podjąć nowego wyzwania?

Przepis znaleźliśmy już wcześniej, kupiliśmy składniki. Wiedzieliście, że żelatyna wieprzowa może być używana do słodkich wyrobów? No to już wiecie.
W kuchni główne zadania przejął Ważniak i jego dziewczyna (wybaczcie fanki – Ważniak jest zajęty). Reszta z założenia miała im pomagać, ale Drwal wolał robić wideorelację, a Kochaś studiować skład mleka kokosowego. Tacy kurwa pomocni koledzy, a serniczek to sobie zjedli. Gotową, jednolita masę z sera, mleka kokosowego, żelatyny, białej czekolady i cytryny wylaliśmy więc do losowo wybranego naczynia z kuchennej szafki Kochasia (debil nie ma blachy do ciasta w mieszkaniu). Było tego na tyle dużo, że trzeba było rozlać ją do dwóch takich naczyń, ale nie wystarczająco dużo żeby można było wypełnić to drugie. W efekcie druga porcja sernika przyjęła postać paru mizernie rozlanych kropelek na dnie prawdopodobnie nie używanego wcześniej przez Kochasia ani kogokolwiek innego kawałka porcelany.

Ponieważ Drwal spękał, że sernik rozpierdoli piekarnik i już chciał uciekać, połowa naszego skromnego grona wyszła go odprowadzić, a tak właściwie przenieść imprezę do niego. To był przecież sernik na zimno tępa cipo, nie używaliśmy piekarnika!
Do gotowego produktu miała dojść jeszcze cytrynowa galaretka, ale byliśmy w takim stanie, że nie umieliśmy nawet wypowiedzieć jej nazwy, a co dopiero ją przygotować. Sernik pozostało tylko włożyć do lodówki i czekać…

I czekać…

I tak 3 jebane godziny.

Ważniak wraz z partnerką zostali w środku bo na dworze zimno i jądra się kurczą. I kiedy tak leżeli na rozkładanej kanapie wraz z nieco słabszą, śpiącą koleżanką (którą całym sercem pozdrawiamy) i oglądali filmiki kotków grających na bębnach, ich żołądki w pięknej harmonii zagrały dziewiątą symfonię Beethovena.

– Ej sprawdźmy jak tam sernik.

– Ej dobra.

Po uporządkowaniu walających się po lodówce Kochasia butelek z winem, dokopali się do deseru i żeby nie można im było zarzucić wyjadania wspólnie przygotowanego posiłku, zabrali się za degustację wcześniej wspomnianej, przerażającej drugiej porcji, której i tak nikt by kijem nie tknął (okazało się, że nie trzeba czekać 3 godzin, nie ufajcie przepisom). Było dobrze. Było lepiej niż którekolwiek z nich się spodziewało. Ale prawdziwa rozkosz miała nastąpić dopiero rankiem następnego dnia…

Jako że jesteśmy totalnymi gamoniami i nie posłuchaliśmy przepisu, który mówił wyraźnie, że uprzednio kupionymi borówkami należy udekorować sernik przed włożeniem go do lodówki (później okazało się, że jego stały, galaretowaty stan nie pozwala na umieszczenie w nim owoców o ile nie chcecie go rozpierdolić – jednak ufajcie przepisom), musieliśmy improwizować. A chuj, po prostu posypiemy, będzie wyglądało jak zdjęcie na jednym z tych kulinarnych blogów.

Sernik wyszedł naprawdę dobry. Świadczyć może o tym choćby fakt, że Ważniak zrobił u siebie jeszcze dwa takie i częstował nimi wszystkich, którzy się napatoczyli. Wyrób właściwie ciężko nazwać ciastem, przyjął on raczej konsystencję i wygląd panna cotty pociętej w sześciany i obsypanej borówkami. Smakował mocno waniliowo-cytrynowo, mniam! Wszystkim nam bardzo zasmakował. Oby więcej takich kulinarnych wyzwań!

Łatwy, szybki i przepyszny sernik oceniamy zgodnie na 8.5/10

Ważniak & Drwal & Kochaś

Dodaj komentarz